"Złote dziecię" ery VHS: pokraczne "kino akcji", które jest w stanie wprawić w zdumienie nawet zaprawionego w bojach weterana złego kina. Praktycznie każdy aspekt w filmie Shervana jest wcieleniem tragizmu: straszliwe aktorstwo (Robert Z'Dar to człowiek {?} o którym śmiało można powiedzieć, że jego talent aktorski jest ujemny), rozlałza, nieudolnie naśladująca chwyty podpatrzone w tzw. poważnych produkcjach fabuła i kretyńskie pomysły reżysera-scenarzysty (z głównego bohatera taki samuraj, jak ze mnie kandydat na ministranta), kuriozalne dialogi (mój ulubieniec w kategorii "sposób na podryw": "chcesz się pieprzyć?"), o kwestiach technicznych nie wspominając (finałowa walka to jest... coś, choć nie wiem za bardzo co). Tym samym otrzymujemy obraz "tak zły, że dobry", pełen absurdalnych rozwiązań, przyozdobiony przekomicznymi scenami erotycznymi i nieodzownym partnerem-Murzynem (heh, co za typ!). Oglądać obowiązkowo z plączącym się w zeznaniach lektorem i kumplami przy akompaniamencie piwa i zieleniny. Widziałem wiele syfu w swym życiu, ale "Samurai Cop" jest w pewnym sensie "wyjątkowy".